niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział 4

11.10.2018
Dalila
-Może nie masz ochoty przyjechać do Polski?- Pyta mnie Aaron przez połączenie Skype.
-Byłam w Polsce 3 miesiące temu. Na razie mi jej wystarczy.
-Jesteś okropna. Nie tęsknisz za swoją ojczyzną? - Pyta mnie, choć wie doskonale, że nie ma opcji, żebym się wyrwała.
- Tęsknię, ale jeśli będę robić sobie urlop, co 3 miesiące to żadnych zleceń nie będę miała. Zresztą teraz mam bardzo napięty grafik. Za 1, 5 miesiąca będę w Monachium. Na sesji do Calvina Kleina. Jeśli mi się uda to wpadnę na konkurs do  Klingenthal.
-Oboje dobrze wiemy, że choć będziesz blisko to nie przyjedziesz. Ty nienawidzisz skoków po tym wszystkim.
-To nie ma nic wspólnego do mojego podejścia na temat skoków.
-Dali....Muszę z Tobą porozmawiać.  Wiesz ostatnio podsłuchałem trochę Autów i.....
-Czy ty jesteś jeszcze dzieckiem, żebyś kogoś podsłuchiwał?
-Ale Dali....To dość istotne. To chodzi o...
- Aaron.- Mówię lekko podniesionym głosem.- Ile razy podsłuchiwałeś rodziców, gdy rozmawiali o prezentach na święta dla nas? - Pytam, wiedząc doskonale, jaka jest odpowiedź.
-Nooo....Dużo.- Odpowiada.
-A ile razy Twoje podsłuchiwanie okazało się trafione i rzeczywiście dostaliśmy to, co posłuchałeś?
-No zero, ale Dali.... Ja nie podsłuchiwałem ich celowo. Po prostu przechodziłem, kiedy Hayboeck gadał o tym z Kraftem. Nie zauważyli mnie i chyba wiem coś istotnego, dotyczącego Was.
-Kogo? - Pytam nie wiedząc zupełnie, o czym Aaron już gada.
-Ciebie i Wellingera.
-Cholera, Aaron. Może się powtórzę, ale ja doskonale wiem, co się stało, a mnie i Wellingera już dawno nie ma i nigdy już nie będzie. Więc zostaw tą sprawę w spokoju i zajmij się skokami.  Jasne? Zrobisz to dla mnie? - Zapytałam.
-Dalila...
-Zrobisz?- Pytam ponownie.
-Ale Dalila...
- Zrobisz to?
-Tak,tak. Zostawię tą sprawę w spokoju i skupię się na skokach. Mówi od niechcenia.- Moim zdaniem popełniasz błąd.
 -Kocham Cię Aaron, ale lepiej będzie jak zostawisz to wszystko w spokoju i będziesz trzymał się z dala od tego gówna.  Muszę już kończyć.  Zaraz idę zrobić zakupy, a potem muszę iść już spać.
-Przecież dopiero 11.
-Chyba w Polsce.- Zaczęłam się śmiać.- Muszę spadać,  jutro od rana mam sesję i wywiad.
-Oho...Wielka pani modelka. -Mówi machając rękoma przed kamerką.
-Przestań.
-Ale jak się spotkamy to dasz mi opowiedzieć to co wiem? Zrobisz z tym, co chcesz, nawet możesz mi nie uwierzyć. Będę się lepiej czuł jak to powiem.
-Dobra Aaron. Jak ta dziecinada Ci nie przejdzie to posłucham tej twojej historyjki, a teraz kończę.
-Siemanko.- Mówi i się rozłączył patrząc na telefon.
Idę do sklepu, kupuje jakieś warzywa, owoce, wodę i czekoladę. Typowa modelka. Nie ma co. Potem dźwigam sama ten ciężar dwie przecznice do mojego mieszkania i nachodzi mnie myśl, że fajnie byłoby jednak znowu kogoś mieć, kogoś pokochać. Nie tylko, żeby co jakiś czas nie nosić ciężkich zakupów do mieszkania, ale żeby móc z kim porozmawiać, poprzytulać się, żeby znów czuć się szczęśliwą w czyimś towarzystwie. Zdaję sobie sprawę, że nie zacznę następnego etapu w życiu nim nie zakończę wcześniejszych spraw i  nie rozprawię się z demonami raz na zawsze.
Pojadę do tego Klingenthal i posłucham Aarona, ostatni raz zobaczę Andreasa,a potem wbiję sobie do głowy, że nic między nami nie będzie i po powrocie do Stanów zapomnę. Raz na zawsze. Mogę czuć się jeszcze kochana i szczęśliwa z jakimś mężczyzną, przecież to nie musi być ten narciarski alvaro, tego kwiatu jest pół światu. Według tego słynnego powiedzonka powinno być jeszcze, że trzy czwarte jest chuja warte, ale i tak jest, w czym wybierać, prawda?
Ubieram jedyną bluzę, jaką zdołałam gwizdnąć Andiemu i zaczynam gotować obiad. Nie pachnie już nim, ale wspomnienia są i chociaż wiem, że to gówno prawda to czuję się otulona jego dotykiem i pozwalam sobie jeszcze na jeden taki wieczór, bo za parę tygodni choćby się paliło i waliło to zostanę na weekend w tych Niemczech i pojadę do Klingenthal, a potem wywalę to bluzę na szmaty i znajdę sobie kogoś porządnego, ale najpierw zjem jeszcze czekoladę.
Andreas 
-Powinieneś odwiedzać nas częściej. - Mruczy moja matka, a ja ją tylko przytulam i wychodzę z domu mijając jedną z dwóch jasnowłosych jędz, z którymi musiałem użerać się całe dzieciństwo.
 Nic się nie zmienia.  Posyła mi jeszcze spojrzenie, które wyraża trochę żalu, trochę wkurwienia i trochę Bóg wie, czego na moją osobę. Widocznie dowiedziała się o tym, co miało miejsce zeszłej nocy w jednym z klubów w centrum Monachium.
-Zastanów się nad sobą. Poważnie. Nie chcę mieć brata dziwki. - Mruczy mi do ucha, tak żeby mama nie usłyszała, a potem ona wchodzi w głąb domu, a ja z niego wychodzę.
 Udaję się do samochodu, odpalam go i włączam radio. Odjeżdżam, a w radiu puszczają akurat jej ulubioną piosenkę. Opieram głowę o podgłówek i mruczę jej słowa pod nosem. Z tego stanu wybudza mnie klakson auta jadącego za mną. Ruszam szybko i o jedynym, czym marzę jest znalezienie się w łóżku. Najlepiej z nią.  Jakkolwiekby to nie brzmiało.
Wchodzę do mieszkania, zdejmuję buty, niechlujnie rzucam kurtkę na fotel pełen zgniecionych ciuchów i rozbieram się w drodze do łóżka. Widzę tylko tego sierściucha, który leży na jej siwym swetrze.
Rzucam się na łóżko i jest mi cholernie trudno. To jeden z tych dni, które przychodzą, co jakiś czas. Ten dzień, w który chciałbym mieć ją przy sobie. Za wszelką cenę. Leżącą obok mnie, oddychającą miarowo. Chcę czuć jej miarowe bicie serca i perfumy.  Próbuję nie podnosząc się z łóżka dosięgnąć ręką do spodni, żeby wyjąć telefon. Gdy mi się udaję, kręcę telefonem w dłoni i nie wiem, co zrobić. Nie mam nawet jej numeru. Dzwonię do Aarona. Nie odbiera, ale może to i lepiej. Przecież jutro będzie nowy dzień i poczuję się raźnie. Nie będę jej już potrzebował tak bardzo jak dziś. Będzie lepiej.
-Już jesteś?- Pytała wychylając głowę z nad książki.- Nie zauważyłam nawet, kiedy wróciłeś.- Uśmiechnęła się i zrobiła miejsce na kanapie dla mnie.
-Nic się nie stało.- Przyjrzałem się jej.
Leżała z książką w ręku i komórce obok siebie, ubrana w dresowe spodnie i jakiś t-shirt. Włosy miała związane w niedbały koczek. Mimo to wyglądała pięknie. Powoli zająłem miejsce obok niej i położyłem swoją głowę na jej brzuch.
-Wiesz, że czasami jestem dość porywczy?
-Mieszkamy ze sobą Andi. Jak mogłabym tego nie wiedzieć?- Zaśmiała się i odłożyła książkę na bok, bo zaczęła bawić się moimi włosami.
-Tak chcę się upewnić, bo wiesz... Dzisiaj na skoczni trochę mnie poniosło.
-Chcesz mi o tym dokładniej opowiedzieć?- Zapytała, a ja pokiwałem głową.
-Zawsze wiesz, co chcę zrobić, czego potrzebuję i jesteś blisko mnie, dlatego Cię kocham.
-Zawsze postaram się być przy Tobie jak będziesz mnie potrzebować.-Powiedziała, a ja uśmiechnąłem się do niej i wdychając zapach jej żelu pod prysznic, zacząłem o wszystkim jej opowiadać.
Z rozmyślań wyrwa mnie dźwięk telefonu, a na wyświetlaczu pojawia się napis Aaron i zdjęcie najmłodszego z rodziny Kruczków. Odbieram:
-Cześć niedoszły bracie. -Mówię już nasze standardowe przywitanie.
-Cześć mam nadzieję przyszły bracie. - Zaczyna się śmiać. -Mam dla Ciebie takiego newsa, że skarpety to ci z tych koślawych gir spadną, ale najpierw, po co dzwoniłeś?
-Chciałem numer do Dali, ale to już... Nie ważne. Za pewne zrobiłbym coś głupiego gdybym go miał, więc zrób coś dla mnie i nawet gdybym Cię prosił na kolanach to nigdy przenigdy mi go nie dawaj, bo narobię sobie kłopotów.
- Spoko, ale Wellinger. Musimy porozmawiać. Poważnie. Dowiedziałem się czegoś. Ta rozmowa może wiele zmienić. Właściwie to wszystko. Musimy się spotkać jak najszybciej.
- Niedługo pierwszy konkurs w PŚ.
-To przeszło miesiąc jeszcze. To nie może czekać. Znaczy może, ale uwierz nie chcesz, żeby to czekało dłużej.
-Muszę skupić się na trenowaniu. Chcę się oczyścić. Zacząć od nowa. Zmienić podejście do życia. Przestać być ekskluzywną narciarską męską dziwką.
-Dziwne to ostatnio ulubione określenie Dali na Twoją osobę. Rozmawialiście może? W wakacje lubiła Cię też nazywać naczelnym narciarskim bawidamkiem, blond kreaturą, albo ewentualnie niemieckim alvaro.
-Nie pomagasz. Sam widzisz, jakie ludzie mają zdanie na mój temat. Muszę zacząć wszystko od nowa i popracować nad poprawą wizerunku.
-Od kiedy to przejmujesz się tak innymi? Zresztą nie zaczniesz od nowa, jeśli nie dowiesz się, o co chodzi w tej sprawie.  Jeśli przyjedziesz nie pożałujesz. - Mówi.
-Zobaczę, co da się zrobić. Nic nie obiecuję..
-A i jeszcze jedno. Lepiej weź paszport Wellinger. Może się przydać.- Kończy połączenie, a ja czuję się jeszcze gorzej niż przed tą rozmową.
Dociera do mnie, że możliwe, że nigdy nie zobaczę już Dalili i jej uśmiechu, że może to klepnięcie w ramie i "Dzięki, Wellinger." Były ostatnimi skierowanymi słowami do mnie.  Obiecała, że będzie przy mnie, gdy będę jej potrzebować i jej nie ma. Głównie przeze mnie, ale gdybym wierzył i miał jakieś podstawy, żeby sądzić, że możemy być jeszcze razem byłoby mi łatwiej. Niestety, nic takiego nie istnieje, wszystko jest skończone, definitywnie, a ona żeby przede mną uciec wyjechała na inny kontynent.
Kot wskakuje na moje łóżko i kładzie się obok mnie. Zaczynam go automatycznie głaskać, a on pierwszy raz coś do mnie pomrukuje. Przynajmniej temu rudemu przybłędzie od matki jest dobrze.

Życie jest do bani, a kot ma lepiej niż ja. Wspaniale Wellinger. Zgotowałeś sobie cudowny los. 
                                                                 



Tym bardziej szybciej niż 9 sobót, Ktoś tu jeszcze jest? Pisać to?  

Obserwatorzy