niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział 5

11.11.2018 
Dalila
-Pewnie nie lubisz swojej pracy w tym aspekcie.- Powiedział. 
-Jakim aspekcie?- Zapytałam zaciekawiona. 
-Musisz jeść kolacje z obcym, nudnym kierowcą F1 i pozować do zdjęć, a potem wstawiać je na własne konta społecznościowe. - Powiedział Rosberg. 
- Od kiedy kierowca F1 może być nudny, a wstawianie fotek do sieci nudne? Rzeczywiście biedna ja.- Zironizowałam. 
-Nie łap mnie za słówka. Chodzi o to, że siedzisz tutaj i nie możesz pogadać na tematy, które rzeczywiście Cię interesują, a pewnie jak wrócisz do domu to Twój chłopak zrobi Ci awanturę o tę kolacje między jakimś pokazem, a sesją zdjęciową. 
-Ahh.... W twoim świecie muszę mieć serio trudne życie i nie lubić swojej pracy, a prawda jest taka, że lubię takie kolacje, bo mogę spotkać nowych ludzi i się czegoś dowiedzieć. Chłopak też nie zrobi mi awantury, bo go nie mam. Moje życie jest nudne i mam ochotę być na tej sponsorskiej kolacji.- Uśmiechnęłam się lekko w jego stronę. -Wyglądasz młodo. Jesteś modelką, Nie wierze ,że nie korzystasz z uroków nocnego życia w tym zawodzie. 
-Okay, mam tylko 23 lata, ale nigdy nie chciałam być modelką ani mieć takiego życia. Po prostu dostałam szansę bycia modelką, gdy bardzo potrzebowałam wyjścia awaryjnego i dlatego z tego skorzystałam i jestem tu gdzie jestem. Uczę się nowych rzeczy, ale nie takie było moje założenie i nie przywykłam do "nocnego" życia cokolwiek to dla Ciebie znaczy. 
- Ja zawsze wiedziałem, że będę kierowcą formuły jeden. Mój tata to robił, ja ścigam się od małego i to kocham, Chociaż moja była żona mniej to uwielbiała. Ciągle powtarzała, że życie ze mną jest jak wyścig F1 szybko i ciągle to samo. 
-Jak tak słucham o byłych żonach, rozwodach i innych tego typu rzeczach to mi dziwnie. 
-Bo jesteś młoda. Żyjesz marzeniami, czekasz na księcia. 
Książę spierdolił, albo właściwie to ja spierdoliłam od księcia, bo książę był...- Nico nie dał dokończyć mi nawet myśli
-Dlatego nie warto czekać na idealnych ludzi, którzy nie istnieją. 
-Idealni nie, ale może bliscy ideału. - Napomknęłam. 
-Zawsze można stworzyć coś idealnego z pozoru nieidealną osobą.- Uśmiechnął się do mnie i upił wino z kieliszka.- Chociaż nie bierz sobie za bardzo do serca rad 3- krotnego rozwodnika.
-Spoko.-  Uśmiechnęłam się. - Muszę zrobić nam zdjęcie, zanim zapomnę, Obowiązki to obowiązki.- Powiedziałam wyciągając z torebki telefon. 
-Tak. Tylko otaguj sponsora i mnie oznacz. 
-To najważniejsze.- Parsknęłam i ustawiliśmy się do zdjęcia. 
3 minuty później było gotowe i krążyło po sieci.
-Chyba powinnam się zbierać. 
-Jasne, odprowadzę Cię, chyba, że mieszkasz na drugim końcu NY wtedy zadzwonię po taksówkę.
-Nie, spokojnie to tylko 2 przecznice dalej.-Powiedziałam nakładając płaszcz. 
Rozmawialiśmy tak dopóki nie znaleźliśmy się przy starym, ale klimatycznej kamienicy, w której mieszkam. 
-Chyba powinnam Cię zaprosić i gdybym była normalna to bym to zrobiła, ale czuję, że jeszcze nie mogę. 
-Spoko. W sumie na to nie liczyłem, ale miło, że o tym pomyślałaś. Obiecaj, że jeszcze jakoś się ze sobą skontaktujemy. -Przytulił się do mnie na pożegnanie. 
-Jasne.-Odpowiedziałam gdy on już odchodził po czym weszłam do budynku. 
Naprawdę chciałam, żeby coś się stało, ale ciągle przed oczami miałam Andiego, jego zmierzwione, blond włosy, błyszczące, niebieskie oczy i białe zęby, a gdzieś z tyłu ciągle kłębiła się scena naszego pierwszego pocałunku. 
-Tata Cię zmusił, żebyś przyjechała na turniej 4 skoczni, bo chciał spędzić święta z rodziną? 
-Może troszkę, ale chciałam też zobaczyć troszkę Ciebie. Chociaż wiadomo, że bardziej to mnie ojciec zmusił-Spojrzałam na niego. 
-Oh... Jestem takim szczęściarzem, że w ogóle chcesz mnie oglądać.-Położył się obok mnie. 
-Też tak myślę.-Odpowiedziałam.- Zresztą bez przesady, że chciałam to bardziej....
- Zamilcz oboje wiemy, że chciałaś.- Mruknął mi gdzieś nad uchem. 
-Ty też chciałeś. Siłą Cię przy sobie nie trzymam. To raczej ty mnie gnieciesz.
-Leżysz na moim łóżku.- Powiedział nie zmieniając pozycji. 
-Tak serio to powinnam iść już do Siebie. 
-Eeee...Zostań. Twój tata i tak mnie nie lubi. Nawet jak wrócisz wcześniej to nic się nie zmieni w stosunku do mnie. 
-Nie,że Cię nie lubi Andi...
-Tak on mnie nie znosi. Pokazuje to wszystkim na każdym kroku. Nawet postronne osoby to zauważają. Ostatnio nawet Fettner zaczął o tym mówić. 
-W każdym razie muszę iść, żeby Cię jeszcze bardziej nie znielubił. Dobrze?
-Odprowadzę Cię.- Odpowiedział  i wstał z łóżka. 
-To tylko dwa piętra niżej. 
-Ale chcę. Zresztą nie zobaczymy się już w tym roku? 
-Raczej nie zostało tylko pięć godzin.- Powiedziałam i już chciałam naciskać klamkę, gdy nagle Andi mi to uniemożliwił. 
-To poczekaj. Muszę coś zrobić.- Mruknął, a ja stałam jak słup soli, gdy jego usta były na moich i tak cudownie całowały po raz pierwszy. 
Choć miałam w planach wrócić szybko do swojego pokoju, wróciłam koło 22 gdy Marinus przyszedł  z kolacji, bo mieliśmy tyle spraw do obgadania. 
Wtedy Andi olał zespół, a ja własną rodzinę i musieliśmy nieźle się tłumaczyć następnego dnia.
I choć cholera tak bardzo bym chciała to nie umiem zacząć od nowa, bo ten pieprzony szwabski alvaro ciągle mi w głowie. 

Andi
-Wreszcie znalazłeś dla mnie czas.
-Wiem, że trochę to trwało, ale staram się prowadzić znowu dorosłe życie,  tak jak wtedy gdy byłem z Twoją siostrą tylko, że z lepszym skutkiem. - Usadowiłem się przy stoliku w jednej z zakopiańskich karczm.
-To jak Ci idzie?- Zapytał z grzeczności.  
-To wszystko jest takie zjebane. Jest tego tak dużo. Nawet tego rudego sierściucha staram się już regularnie karmić, a on i tak ciągle miauczy i plącze się pod nogami. Nawet z żadną już od dwóch tygodni nie spałem, bo nie chcę z żadną być, nie chcę być też męską dziwką, ani nawet wykorzystywać tych panienek co równa się z brakiem seksu, jeśli chcesz być odpowiedzialnym dorosłym mężczyzną. Czyli w wielkim skrócie jest słabo.
-Twoje życie jest naprawdę ciężkie, ale myślę, że w sumie nic tu po Tobie.
- Ej dzieciaku jak to? Miesiąc suszyłeś mi dupę żebym do Polski na dwa dni zawitał, a jak jestem to mówisz, że w sumie to już nie ważne. Nie bawię się tak.
-Plany się zmieniły, źle coś zinterpretowałem.  Ostatnio jak była tu Dali to oboje zachowywaliście się jak w jakiejś bajce typu ''zakochany kundel'', ale skoro  mówisz, że nie chcesz z żadną być to nawet nowe informacje, których jestem przypadkowym posiadaczem Ci się nie przydadzą.
-Jakie to informacje? Coś o Dalili?
-O tamtej aferze. Powiedzmy, że przypadkowo usłyszałem.- Zaczął Aaron, a mi już się nie chciało wierzyć w to co powie, bo Dali często uprzedzała mnie o jego nieudolnych próbach podsłuchiwania.
-Stop. Nie wiem czy informacje od Ciebie są pewne, a ja nie chcę robić sobie nadziei i przechodzić to wszystko od nowa.
-Ale  Wellinger do cholery! Tego jestem na 100 procent pewien, zresztą tu chodzi o szczęście mojej siostry, a nie prezenty gwiazdkowe. Nie dałbym Ci niepewnych informacji. - Powiedział dosadnie.
-Dobra załóżmy, że masz prawdziwe informacje.
-Ja mam prawdziwe informacje!- Niemal krzyknął.
Tak upór w rodzinnie Kruczków był niewątpliwie cechą  dominującą. Dalila była uparta jak osioł odkąd ją poznałem, Ojciec Dalili uparcie zamienia nadal moje życie w piekło,a Aaron przechodzi chyba już wszelkie pojęcie.
-Ale obawiam się, że to nic nie zmieni, a ja nie chcę znowu myśleć jak porządnie zjebałem.
W tej chwili przed moimi oczami zaczął pojawiać się obraz jej smutnych oczu, łez spływających po policzkach i tego jak oznajmia, że jestem perfidnym gnojem i tak bardzo mnie nienawidzi, a ja znowu mam złamane serce.
-Nie mogę tego przechodzić od nowa, nie chcę żeby ona przechodziła to od nowa.
-Czy ty mi najpierw dasz coś do kurwy nędzy powiedzieć, a nie grasz super bohatera gdy tego nie potrzeba?- Zapytał będąc cholernie zły.
Nigdy nie widziałem go w takim stanie.
-Dobra zamykam się mów.- Pokornieje.
-Wybacz, ale jak sprawa jest poważna to się denerwuję. - Mówi upijając ze szklanki wodę, a potem znowu wraca pogodny Aaron- A gdym Ci powiedział, że tamta noc to była tylko iluzja?
-Stary to się wydarzyło naprawdę. Czegoś takiego nie można nazwać iluzją.
-Ale szkopuł w tym Andi, że ty niczego nie zrobiłeś, to była mistyfikacja i kolejna intryga.
-Co ty gadasz?
-Bo to wszystko to był jeden wielki plan i albo potrzebujemy dowodów, albo Dalila zaufa Ci jeśli powiesz jej samą historię.
-Dowodów potrzebujemy na pewno. Sam chcę wiedzieć, że będę mówić jej prawdę. Zresztą co historia?
-Bo w to wszystko zamieszani byli....- Zaczął Aaron ,a ja z każdym kolejnym jego słowem nie mogłem uwierzyć w to co mówi.

Wtedy pojawiła się taka pieprzona iskierka nadziei, że nie wszystko jeszcze stracone, a ona znowu może kiedyś leżeć koło mnie i pachnieć perfumami Giorgio Armaniego, albo swoim ulubionym żelem do kąpieli z Bath&Body Works.


Nawet nie chcę liczyć ile sobót ominęłam. wiem,że w tekście są błędy,ale spieszyłam się, żeby to dodać. Jest tu jeszcze ktoś kto chce to czytać? 

niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział 4

11.10.2018
Dalila
-Może nie masz ochoty przyjechać do Polski?- Pyta mnie Aaron przez połączenie Skype.
-Byłam w Polsce 3 miesiące temu. Na razie mi jej wystarczy.
-Jesteś okropna. Nie tęsknisz za swoją ojczyzną? - Pyta mnie, choć wie doskonale, że nie ma opcji, żebym się wyrwała.
- Tęsknię, ale jeśli będę robić sobie urlop, co 3 miesiące to żadnych zleceń nie będę miała. Zresztą teraz mam bardzo napięty grafik. Za 1, 5 miesiąca będę w Monachium. Na sesji do Calvina Kleina. Jeśli mi się uda to wpadnę na konkurs do  Klingenthal.
-Oboje dobrze wiemy, że choć będziesz blisko to nie przyjedziesz. Ty nienawidzisz skoków po tym wszystkim.
-To nie ma nic wspólnego do mojego podejścia na temat skoków.
-Dali....Muszę z Tobą porozmawiać.  Wiesz ostatnio podsłuchałem trochę Autów i.....
-Czy ty jesteś jeszcze dzieckiem, żebyś kogoś podsłuchiwał?
-Ale Dali....To dość istotne. To chodzi o...
- Aaron.- Mówię lekko podniesionym głosem.- Ile razy podsłuchiwałeś rodziców, gdy rozmawiali o prezentach na święta dla nas? - Pytam, wiedząc doskonale, jaka jest odpowiedź.
-Nooo....Dużo.- Odpowiada.
-A ile razy Twoje podsłuchiwanie okazało się trafione i rzeczywiście dostaliśmy to, co posłuchałeś?
-No zero, ale Dali.... Ja nie podsłuchiwałem ich celowo. Po prostu przechodziłem, kiedy Hayboeck gadał o tym z Kraftem. Nie zauważyli mnie i chyba wiem coś istotnego, dotyczącego Was.
-Kogo? - Pytam nie wiedząc zupełnie, o czym Aaron już gada.
-Ciebie i Wellingera.
-Cholera, Aaron. Może się powtórzę, ale ja doskonale wiem, co się stało, a mnie i Wellingera już dawno nie ma i nigdy już nie będzie. Więc zostaw tą sprawę w spokoju i zajmij się skokami.  Jasne? Zrobisz to dla mnie? - Zapytałam.
-Dalila...
-Zrobisz?- Pytam ponownie.
-Ale Dalila...
- Zrobisz to?
-Tak,tak. Zostawię tą sprawę w spokoju i skupię się na skokach. Mówi od niechcenia.- Moim zdaniem popełniasz błąd.
 -Kocham Cię Aaron, ale lepiej będzie jak zostawisz to wszystko w spokoju i będziesz trzymał się z dala od tego gówna.  Muszę już kończyć.  Zaraz idę zrobić zakupy, a potem muszę iść już spać.
-Przecież dopiero 11.
-Chyba w Polsce.- Zaczęłam się śmiać.- Muszę spadać,  jutro od rana mam sesję i wywiad.
-Oho...Wielka pani modelka. -Mówi machając rękoma przed kamerką.
-Przestań.
-Ale jak się spotkamy to dasz mi opowiedzieć to co wiem? Zrobisz z tym, co chcesz, nawet możesz mi nie uwierzyć. Będę się lepiej czuł jak to powiem.
-Dobra Aaron. Jak ta dziecinada Ci nie przejdzie to posłucham tej twojej historyjki, a teraz kończę.
-Siemanko.- Mówi i się rozłączył patrząc na telefon.
Idę do sklepu, kupuje jakieś warzywa, owoce, wodę i czekoladę. Typowa modelka. Nie ma co. Potem dźwigam sama ten ciężar dwie przecznice do mojego mieszkania i nachodzi mnie myśl, że fajnie byłoby jednak znowu kogoś mieć, kogoś pokochać. Nie tylko, żeby co jakiś czas nie nosić ciężkich zakupów do mieszkania, ale żeby móc z kim porozmawiać, poprzytulać się, żeby znów czuć się szczęśliwą w czyimś towarzystwie. Zdaję sobie sprawę, że nie zacznę następnego etapu w życiu nim nie zakończę wcześniejszych spraw i  nie rozprawię się z demonami raz na zawsze.
Pojadę do tego Klingenthal i posłucham Aarona, ostatni raz zobaczę Andreasa,a potem wbiję sobie do głowy, że nic między nami nie będzie i po powrocie do Stanów zapomnę. Raz na zawsze. Mogę czuć się jeszcze kochana i szczęśliwa z jakimś mężczyzną, przecież to nie musi być ten narciarski alvaro, tego kwiatu jest pół światu. Według tego słynnego powiedzonka powinno być jeszcze, że trzy czwarte jest chuja warte, ale i tak jest, w czym wybierać, prawda?
Ubieram jedyną bluzę, jaką zdołałam gwizdnąć Andiemu i zaczynam gotować obiad. Nie pachnie już nim, ale wspomnienia są i chociaż wiem, że to gówno prawda to czuję się otulona jego dotykiem i pozwalam sobie jeszcze na jeden taki wieczór, bo za parę tygodni choćby się paliło i waliło to zostanę na weekend w tych Niemczech i pojadę do Klingenthal, a potem wywalę to bluzę na szmaty i znajdę sobie kogoś porządnego, ale najpierw zjem jeszcze czekoladę.
Andreas 
-Powinieneś odwiedzać nas częściej. - Mruczy moja matka, a ja ją tylko przytulam i wychodzę z domu mijając jedną z dwóch jasnowłosych jędz, z którymi musiałem użerać się całe dzieciństwo.
 Nic się nie zmienia.  Posyła mi jeszcze spojrzenie, które wyraża trochę żalu, trochę wkurwienia i trochę Bóg wie, czego na moją osobę. Widocznie dowiedziała się o tym, co miało miejsce zeszłej nocy w jednym z klubów w centrum Monachium.
-Zastanów się nad sobą. Poważnie. Nie chcę mieć brata dziwki. - Mruczy mi do ucha, tak żeby mama nie usłyszała, a potem ona wchodzi w głąb domu, a ja z niego wychodzę.
 Udaję się do samochodu, odpalam go i włączam radio. Odjeżdżam, a w radiu puszczają akurat jej ulubioną piosenkę. Opieram głowę o podgłówek i mruczę jej słowa pod nosem. Z tego stanu wybudza mnie klakson auta jadącego za mną. Ruszam szybko i o jedynym, czym marzę jest znalezienie się w łóżku. Najlepiej z nią.  Jakkolwiekby to nie brzmiało.
Wchodzę do mieszkania, zdejmuję buty, niechlujnie rzucam kurtkę na fotel pełen zgniecionych ciuchów i rozbieram się w drodze do łóżka. Widzę tylko tego sierściucha, który leży na jej siwym swetrze.
Rzucam się na łóżko i jest mi cholernie trudno. To jeden z tych dni, które przychodzą, co jakiś czas. Ten dzień, w który chciałbym mieć ją przy sobie. Za wszelką cenę. Leżącą obok mnie, oddychającą miarowo. Chcę czuć jej miarowe bicie serca i perfumy.  Próbuję nie podnosząc się z łóżka dosięgnąć ręką do spodni, żeby wyjąć telefon. Gdy mi się udaję, kręcę telefonem w dłoni i nie wiem, co zrobić. Nie mam nawet jej numeru. Dzwonię do Aarona. Nie odbiera, ale może to i lepiej. Przecież jutro będzie nowy dzień i poczuję się raźnie. Nie będę jej już potrzebował tak bardzo jak dziś. Będzie lepiej.
-Już jesteś?- Pytała wychylając głowę z nad książki.- Nie zauważyłam nawet, kiedy wróciłeś.- Uśmiechnęła się i zrobiła miejsce na kanapie dla mnie.
-Nic się nie stało.- Przyjrzałem się jej.
Leżała z książką w ręku i komórce obok siebie, ubrana w dresowe spodnie i jakiś t-shirt. Włosy miała związane w niedbały koczek. Mimo to wyglądała pięknie. Powoli zająłem miejsce obok niej i położyłem swoją głowę na jej brzuch.
-Wiesz, że czasami jestem dość porywczy?
-Mieszkamy ze sobą Andi. Jak mogłabym tego nie wiedzieć?- Zaśmiała się i odłożyła książkę na bok, bo zaczęła bawić się moimi włosami.
-Tak chcę się upewnić, bo wiesz... Dzisiaj na skoczni trochę mnie poniosło.
-Chcesz mi o tym dokładniej opowiedzieć?- Zapytała, a ja pokiwałem głową.
-Zawsze wiesz, co chcę zrobić, czego potrzebuję i jesteś blisko mnie, dlatego Cię kocham.
-Zawsze postaram się być przy Tobie jak będziesz mnie potrzebować.-Powiedziała, a ja uśmiechnąłem się do niej i wdychając zapach jej żelu pod prysznic, zacząłem o wszystkim jej opowiadać.
Z rozmyślań wyrwa mnie dźwięk telefonu, a na wyświetlaczu pojawia się napis Aaron i zdjęcie najmłodszego z rodziny Kruczków. Odbieram:
-Cześć niedoszły bracie. -Mówię już nasze standardowe przywitanie.
-Cześć mam nadzieję przyszły bracie. - Zaczyna się śmiać. -Mam dla Ciebie takiego newsa, że skarpety to ci z tych koślawych gir spadną, ale najpierw, po co dzwoniłeś?
-Chciałem numer do Dali, ale to już... Nie ważne. Za pewne zrobiłbym coś głupiego gdybym go miał, więc zrób coś dla mnie i nawet gdybym Cię prosił na kolanach to nigdy przenigdy mi go nie dawaj, bo narobię sobie kłopotów.
- Spoko, ale Wellinger. Musimy porozmawiać. Poważnie. Dowiedziałem się czegoś. Ta rozmowa może wiele zmienić. Właściwie to wszystko. Musimy się spotkać jak najszybciej.
- Niedługo pierwszy konkurs w PŚ.
-To przeszło miesiąc jeszcze. To nie może czekać. Znaczy może, ale uwierz nie chcesz, żeby to czekało dłużej.
-Muszę skupić się na trenowaniu. Chcę się oczyścić. Zacząć od nowa. Zmienić podejście do życia. Przestać być ekskluzywną narciarską męską dziwką.
-Dziwne to ostatnio ulubione określenie Dali na Twoją osobę. Rozmawialiście może? W wakacje lubiła Cię też nazywać naczelnym narciarskim bawidamkiem, blond kreaturą, albo ewentualnie niemieckim alvaro.
-Nie pomagasz. Sam widzisz, jakie ludzie mają zdanie na mój temat. Muszę zacząć wszystko od nowa i popracować nad poprawą wizerunku.
-Od kiedy to przejmujesz się tak innymi? Zresztą nie zaczniesz od nowa, jeśli nie dowiesz się, o co chodzi w tej sprawie.  Jeśli przyjedziesz nie pożałujesz. - Mówi.
-Zobaczę, co da się zrobić. Nic nie obiecuję..
-A i jeszcze jedno. Lepiej weź paszport Wellinger. Może się przydać.- Kończy połączenie, a ja czuję się jeszcze gorzej niż przed tą rozmową.
Dociera do mnie, że możliwe, że nigdy nie zobaczę już Dalili i jej uśmiechu, że może to klepnięcie w ramie i "Dzięki, Wellinger." Były ostatnimi skierowanymi słowami do mnie.  Obiecała, że będzie przy mnie, gdy będę jej potrzebować i jej nie ma. Głównie przeze mnie, ale gdybym wierzył i miał jakieś podstawy, żeby sądzić, że możemy być jeszcze razem byłoby mi łatwiej. Niestety, nic takiego nie istnieje, wszystko jest skończone, definitywnie, a ona żeby przede mną uciec wyjechała na inny kontynent.
Kot wskakuje na moje łóżko i kładzie się obok mnie. Zaczynam go automatycznie głaskać, a on pierwszy raz coś do mnie pomrukuje. Przynajmniej temu rudemu przybłędzie od matki jest dobrze.

Życie jest do bani, a kot ma lepiej niż ja. Wspaniale Wellinger. Zgotowałeś sobie cudowny los. 
                                                                 



Tym bardziej szybciej niż 9 sobót, Ktoś tu jeszcze jest? Pisać to?  

sobota, 31 października 2015

Rozdział 3


Dalila
-Dali nie ma Cię i nie ma. Wiem, że jesteś modelką i szykowanie się zajmuję Ci dużo więcej czasu niż normalnej dziewczynie, ale miałaś być tu 30 minut temu! - Krzyczy do słuchawki oburzony Aaron
-Jestem ulicę obok. Zaraz będę.- Odpowiadam.
Gówno prawda. Stoję już 15 minut na tej przeklętej zakopiańskiej uliczce obok klubu i za żadne skarby nie chcę tam iść. Jedyne, na co mam ochotę, to zapalić papierosa, ale ja przecież nigdy nie paliłam i nie zamierzam zacząć.  Ogarniam się znowu w myślach i odwracam za siebie. Gdy dostrzegłam bandę jakiś podejrzanych typków kilkaset metrów ode mnie. Postanawiam w końcu ruszyć tyłek na miejsce. Przecież nic złego się nie stanie.
Wchodzę do klubu i próbuję odszukać Aarona. Zamiast tego dostrzegam Fettnera, który do mnie natychmiast podchodzi.
-Kogo moje oczy widzą. -Wita się ze mną i całuje w kącik ust.
Kolejny pieprzony narciarski bawidamek.  
-Hej Manu.- Odpowiadam.
-Co skłoniło Cię do pojawienia się na konkursie? Czyżby Welli...
-Śmieszny jesteś.- Odpowiadam.- Mój brat miał swój debiut.
-Nie wierze, że się zjawiałaś na żadnym konkursie już z 2 lata. Jak życie?
-Nie było mnie na żadnym konkursie już 2, 5 roku. Dobrze. Zadziwiająco dobrze, a u Ciebie? Mam rozumieć, że nadal jesteś drugim narciarskim bawidamkiem zaraz po tej niemieckiej blond kreaturze?
-Och przestań. Jestem już za stary, żeby na każdym konkursie rwać inną małolatę na jedną noc.
-Rwiesz dwie małolaty na jedną noc? Jeśli tak to...
-Przestań ludzie na prawdę się zmieniają...-Mówi, a ja patrzę na Wellingera, który jest otoczony wianuszkiem dziewcząt i do każdej robi maślane oczka.
Niemiecki alvaro.
-Dojrzałem trochę. Idziesz się napić?- Pyta,a ja odrywam wzrok od tego żałosnego widoku.
-Muszę znaleźć Aarona i powiedzieć mu, że już jestem. - Opowiadam.
-Jak coś wiesz gdzie mnie szukać. -Klepie mnie delikatnie po tyłku i odchodzi do baru.
Ludzie się zmieniają, akurat.... Fettner prowadzi tak samo rozwiązły tryb życia jak kiedyś... Najpierw klepie mnie po tyłku, a potem idzie bajerować jakieś blondynki przy barze.
Nagle zobaczyłam Aarona stojącego przy Hilde i Fannemelu. Podeszłam do nich i się przywitałam, po czym powiedziałam bratu, że jak coś będę gdzieś koło Fettnera. Znów znalazłam się obok bruneta i z kieliszkami w dłoniach rozmawialiśmy:
-Skoro już sobie tak miło gawędzimy to modelki mogą pić?
-A sportowcy mogą?- Odpowiadam.
-Nie było tematu. -Uniósł  rękę w geście poddania.
-Czeeeeść mój ulubiony kumplu z kadry i Dalilo. - Wita się z nami Michael. -Co ty tu robisz dziewczyno? Ze 100 lat Cię nie widziałem, a jak wydawało mi się, że widziałem Cię dzisiaj przy skoczni to Kraft kazał mi się puknąć w czoło. W ogóle co my tu jeszcze gadamy. Chodź tańczyć. Niby cieszę się, że już nie jesteś z tym Wellingerem, ale teraz Cię już nie widujemy. - Zaczął ciągnąć mnie za rękę Hayboeck.
Tańczę razem z nim na parkiecie i zadziwiająco dobrze mi idzie, a gdy przypominam sobie, dlaczego mi wychodzi, przestaję się uśmiechać.

-Ruszasz się jak kij od miotły.
-Cóż sprawiło, że chcesz tańczyć z kijem. Inne dziewczyny tańczą na pewno lepiej.
-Wiesz....Może i się skuszę, ale to, dlatego, że lubię jak jesteś taka zazdrosna.- Muskał mi delikatnie szyję ustami.- Nikt nie może być idealny, a twoją niewątpliwą wadą jest taniec.
- Znalazł się pan idealny.
-Niewątpliwie.
-Pan idealny, który zamiast uczyć się do matury włóczy się po polskich klubach. - Zakpiłam.
- Pan idealny nie może nic poradzić, że bardzo stęsknił się za panią prawie idealną i przyjechał do Polski. Za to bardzo, by mu pomogło gdyby pani prawie idealna przyjechała do Niemiec po jej maturze i została bardzo, bardzo, bardzo długo z panem idealnym.
-Jak długo?
-Nie wiem ile w Niemczech, ale wiem, że ze mną to do końca świata- Pocałował mnie delikatnie w usta.
Nie wiem, co się stało, ale przez wspomnienia robię się jeszcze bardziej wściekła na wszystko, i po każdym tańcu ląduje w ramionach innego mężczyzny na jedną piosenkę, oczyszczając głowę ze wszystkich natręctw.
Pieprz się Wellinger, już więcej mną nie zawładniesz, nawet w myślach.
Andreas
Przyszła i bawi się świetnie. Jak nie w ramionach Fettnera, to Hayboecka, jak nie jego to kogoś innego i tak w kółko bez przerwy, nie zwraca żadnej uwagi na mnie.  Jakbym wyparował, a ona zapomniała, o wszystkim między nami.  Może rzeczywiście zapomniała?
-Cześć niedoszły bracie. - Mówi Aaron przysiadając się koło mnie.
-Cześć niedoszły bracie.- Odpowiadam dalej wgapiając się w Dali, a wianuszek dziewczyn, które stoją obok mnie nie daje nam spokoju.
-Dam Ci jedną radę. Może dwie.  Ewentualnie trzy, ale pamiętaj, że mówię to z troski i nie chcę, żeby w jakikolwiek sposób nasze relacje ucierpiały, bo widzisz ja Cię zawsze lubiłem, w odróżnieniu od rodziców.
-Mów.- Patrzę na kufel z piwem.
- Po pierwsze to, że mówię na Ciebie niedoszły bracie to nie znaczy, że nie możesz stać się jeszcze przyszłym-obecnym. Po drugie albo zrobisz coś jeszcze dzisiejszej nocy, albo chuj to wszystko strzeli i nie wiadomo, kiedy się zobaczycie.  Czy za rok, dwa, a może pięć, a wtedy będzie za późno bo oboje będziecie w nieszczęśliwych związkach, Po trzecie spiesz się ,bo ona w głębi duszy jeszcze na Ciebie czeka chociaż nie chcę się do tego przyznać przed samą sobą.  Zrobisz z tą wiedzą, co chcesz, ale ja mam nadzieję, że niedługo będę mógł Ci powiedzieć po prostu bracie. - Zakańcza i odchodzi w stronę wymachującego w jego stronę butelką Kubackiego.
Chwilę później dochodzi do mnie, co powiedział Aaron i patrzę jeszcze raz na brunetkę. Jeśli ten gówniarz kłamie niech pochłoną go wszystkie piekła, ale teraz muszę spróbować, bo inaczej bym sobie nie wybaczył.
Podchodzę spokojnie do niej i odbijam ją z rąk innego chłopaka. Przez chwilę nawet nie podnosi głowy i nie zauważa, z kim tańczy, a ja podziwiam jej ruchy, bo kilka lat temu ruszała sie jak kłoda. Później nie jest już tak kolorowo.  Gdy unosi głowę, jej uśmiech znika, a ja wiem, że wcale nie powinno mnie być w pobliżu 20 metrów od niej.
-Co tu robisz?
-Chciałem pogadać.
-Nie mamy o czym. - Odpowiada.
-Czemu mnie skreślasz.
-Bo ty skreśliłeś nas wcześniej. Nagadałeś się? To możesz wracać już do swoich panienek.
-Nie mam żadnych panienek.
-A to ma teraz jakieś znaczenie?- Wzruszyła ramionami i zniknęła między innymi ludźmi.
 Później zobaczyłem ją tańczącą w ramionach Fettnera.
Brawo Wellinger! Brawo! Zamiast się do niej zbliżyć wepchnąłeś ja w ramiona wroga. - Krzyczałem sam na siebie w myślach.
Nie chcąc już dłużej robić z siebie błazna i patrzeć jak była dziewczyna doskonale bawi się z moim "kolegą po fachu", kieruję się znów do moich "panienek" i jestem zabawiany przez dobrą godzinę, tak,  że przestaję myśleć o czymkolwiek, a zwłaszcza o Dalili. Do pewnego momentu.   Gdy idę do łazienki napotykam Aarona, który ledwo co plącze się o własne nogi i nie mam pojęcia co z nim robić. Jest kompletnie zalany. Chcę wyjąć swój telefon i zadzwonić do Dali z własnego telefonu, a  potem przypominam sobie, że po tym wszystkim jak zniszczyła ze mną wszelkie kontakty zmieniła też numer. Wyciągam telefon tego gówniarza i dzwonię do dziewczyny:
-Aaron co jest?- Pyta.
-Chodź koło męskiej łazienki. Jest problem z Aaronem. - Mówię i nie czekając na reakcje kończę połączenie.
Gdy podtrzymuję pijanego Aarona zjawia się i Dalila wraz ze swoim towarzyszem tej nocy:
-Co się stało? Boże Aaron! Ty mały gnojku! Jak mogłeś się tak schlać! Boże on śpi czy nie żyje?- Pyta po chwili przerażona. - Widać, że jest lekko wcięta, zresztą jak Fettner, który wyłania się zza niej.
-Żyje, ale jest nawalony jak masserschmitt. Jutro będzie jak zmartwychwstały.
-Boże...Starzy mnie zabiją, jak się o tym dowiedzą.
-Do następnej Twojej wizyty zapomną.-  Mówię, a ona przeszywa mnie wzrokiem jakby chciała mnie zamordować.
-Nie dowiedzą się o niczym. Pojechali przecież na jakąś imprezę i wrócą pewnie jeszcze później niż wy. Pomogę Ci go dowlec do domu. - Mówi Manu i bierze Aarona pod pachę, a potem patrzę tylko na Dalilię, która odwzajemnia moje spojrzenie, po czym kładzie rękę na moim ramieniu i mówi:
-Dzięki, Wellinger.- Potem odchodzi i nie ma już nic.
Znika i nie wiem, kiedy ją spotkam, a to cholernie podłe uczucie, bo odkąd znowu ją ujrzałem chcę jej więcej i więcej.






Wiem,że ominęłam 9 sobót. Nawet nie wiecie jak mi głupio z tego powodu, ale napiszcie szczerze. Czyta to ktoś wgl? 

sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział 2


 Delila
Czas w Polsce leciał jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nadszedł dzień ostateczny. No dobra, może nie ostateczny, ale miałam świadomość, że jak dzisiaj nie spotkam Andreasa to znaczy, że jestem bezpieczna przynajmniej na pół roku. Teoretycznie.
W każdym razie postanowiłam się dobrze bawić, bo przecież mój pobyt w Polsce musiał zostać skrócony. Dostałam telefon ze Stanów Zjednoczonych, w którym dowiedziałam się, że będę musiała wrócić wcześniej na sesje zdjęciową do wrześniowej okładki Vogue'a.
    Obserwuję rozgrzewających się skoczków, w tym jego. Z daleka nie zrobił na mnie wrażenia. Wolę skupić się na Aaronie, który jest tak podekscytowany, że chcę wjechać na skocznie wyciągiem bez swoich nart.
Stoję między jakimiś 15-letnimi dziewczynami, a mężczyzną trochę po 30 z kilkuletnim synkiem na barkach. Ów dziewczyny na początku nie przykuły mojej uwagi, ubrane na biało-czerwono jak praktycznie, co druga osoba. Dopiero, gdy z ust faceta między pierwszą, a drugą serią padło pytanie, czy nie mają trochę za dużo czerwonego na sobie, dostrzegam, że są ubrane w barwy Austrii, a nie Polski, przez co całą drugą serię śmieję się pod nosem z kąśliwych uwag pana do nastolatek.
Po konkursie, w którym Aaron zajął 8 miejsce idę go wyściskać. Przeciskam się przez tłum skoczków, po czym rzucam się na mojego braciszka.
-Jestem z ciebie dumna młody.
-Daj spokój. To jeszcze nawet nie podium. - Mówi ze skwaszoną miną.
-To twój pierwszy konkurs! Zobaczysz! Staniesz na podium szybciej niż myślisz.
- Wykosisz teraz 7 biednych skoczków narciarskich, żebym mógł zająć pierwsze miejsce?- Pyta szepcząc mi do ucha.
-Tego nie zrobię, ale będę Ci kibicować w następnym konkursie, rzecz jasna przed telewizorem w Stanach.
-Wieczorem idziemy do klubu. Powiedzmy, że wybaczę Ci to, że będziesz oglądać konkursy przed telewizorem, jeśli pobawisz się w nocy z własnym bratem.
-Niepełnoletni jesteś. Do żadnego klubu nie idziesz, jesteś za smarkaty.- Śmieję się.- Jasne, że pójdę, ale tylko na dwie godzinki, potem się zmywam. Jak coś to dzwoń. - Pomachałam mu i odwróciłam się na pięcie. Nagle czuję, że ląduje w czyichś ramionach. Szybko odsuwam się od tej osoby i patrzę z niedowierzaniem.
Z 7 miliardów osób na świecie, musisz mi stawiać Boże jedynego byłego, jakiego mam? To jakaś kpina! Lubisz się bawić ludźmi, co?- Zaczęłam kpić ze świata w myślach.
 Tak samo jak ten pieprzony dupek, który stoi przede mną i wgapia się we mnie jak ciele w malowane wrota, a ja robię to samo, bo nie wiem co powiedzieć. Spoglądam mu w oczy, a on mnie. Nie widzę nic. Rozum woła, żebym uciekała, a serce bije jak oszalałe, ale nic nie podpowiada.
-Cześć.- Słyszę jego głos.
-Hej. - Odpowiedziałam spuszczając wzrok z jego twarzy.
-Miło Cię widzieć.
- Tak... Dziwnie Cię spotkać po tych kilku latach.- Przełykam ślinę i powstrzymuję się od łez.
Co się do cholery ze mną dzieje?
-Muszę już iść. Miło było, Andi.- Mówię wymijając go, a on tylko odprowadza mnie wzrokiem przez parę najbliższych metrów.
Od zawsze wydawało mi się, że mam plan na życie. Okazało się, że to życie ma plan na mnie i to z goła inne od moich oczekiwań. Możliwe, że los postawił nas tylko na swojej drodze, a my swoimi charakterami wypalamy dziury, wkładamy ciernie i zostawiamy plamy na niektórych sprawach.
Miłość to nic złego, jeśli jest wyważona. Moja miłość do niego była nieobliczalna i czekała na wielki upadek. On nastał. Tak jak przewidywali moi rodzice, znajomi i wszyscy, którzy o nas wiedzieli. Teraz muszę warzyć do końca życia bardzo ostrożnie Wellingera. Już nigdy na nikim się tak nie przejadę.
Wiem, jaka jestem, zdołałam poznać też dobrze jego. Każdy z nas ma marzenia i chcę mieć satysfakcje z tego co robi. Życie bez tego jest przecież gówno warte. Już raz postawiłam wszystko na jedną kartę, więcej tego nie zrobię, bo marzenia mają swoją cenę, a ja zdania nie zmienię i dopnę swoich celów, choćbym miała usychać z tęsknoty do blondyna, ale nie popełnię tych samych uchybień dwa razy.
Muszę przecież na niego uważać.
Warzyć jego obecność i panować nad swoimi uczuciami względem jego osoby już do końca życia.
Nigdy więcej. 
 Po tym spotkaniu powinny zniknąć wszystkie moje obawy, żale. Powinnam stać się czystą kartą, ale wcale nie czuje się lepiej, wręcz mój nastrój się pogorszył.
Widziałam go i nawet nie mieliśmy o czym gadać, jakby nic nas nigdy nie łączyło i bylibyśmy obcymi ludźmi, a to przyprawiało mnie o gorsze samopoczucie niż oszukiwanie siebie, że wszystko jest skończone i będzie dobrze.
Na szczęście mój brat dobrze spisał się w konkursie, chciał pożegnać się z najlepszą siostrą i zaprosił mnie do klubu. Wiedział co robi, przynajmniej się rozerwę.
 
Andreas
Jestem Andreas Wellinger. Jestem typem zwycięzcy. Nie jestem żadnym mięczakiem. Jestem mężczyzną. Zapłaciłem już za swoje błędy. Czas zostawić to wszystko za sobą. Przyjechałem tu pracować. Liczy się tylko praca. Za kilka miesięcy Puchar Świata, muszę budować formę i nic mi w tym nie przeszkodzi. Próbowałem trzymać się postanowień, żeby nie myśleć o Delili. Już nigdy więcej nie będę się nikomu podporządkowywać i zmieniać, żeby zadowolić czyjegoś tatusia. Wiele razy byłem tym, kim nie chcę,
wiele razy upadałem, wiele razy życie mnie kopało za przeszłość. Chcę po prostu sięgnąć teraz po swoje marzenia.
Do dnia konkursu wszystko przebiegało pod kontrolą, żadnych zbędnych myśli o brunetce, żadnych wyrzutów sumienia. Kilka nowo poznanych kobiet, mile spędzony czas z chłopakami, treningi, jedzenie i spanie. 
Gdy nadszedł dzień konkursu byłem od rana tak podekscytowany, że niemyślenie o Deli to była błahostka. Zmieniło się to dopiero, gdy stanąłem z nią twarzą w twarz.
Cholera. Wyładniała jeszcze bardziej. Nadal ma te swoje pieprzone przenikające oczy, które zjednują w sobie ludzi. To nadal moja Deli... Chociaż minęło tyle lat. Właśnie...Tyle czasu upłynęło. Dopiero teraz się widzimy po raz pierwszy od rozstania, a moje serce nadal wali jak szalone.
-Cześć.- Staram się ukryć swoje wewnętrzne rozterki.
-Hej.- Odpowiada, a ja już wiem, że to nie będzie przyjemna rozmowa.
W jej głosie można wyczuć emocje, a teraz przenika przez niego rozczarowanie. Powinienem się cieszyć, bo słyszę jej głos, albo być zły, bo się na mnie napatoczyła, ale ja nic nie mogę zrobić. Nie wiem, co mam ze sobą począć. Znów jestem bezradny.
Nawet nie pamiętam, co później powiedziałem, ani ona odpowiedziała, po prostu odeszła, a ja udałem się do moich fanek i kto wie może jedna z nich będzie dla mnie wytchnieniem tej nocy.
Gdy wróciłem do hotelu, odpocząłem i przyszli do mnie chłopacy, chcieli wyjść gdzieś na miasto i spędzić naszą ostatnią noc w Polsce jak się należy. Zgodziłem się chętnie, bo jakoś specjalnie nie odpowiadało mi dzisiaj leżenie i myślenie. Zdecydowanie nie należałem do typów, którzy rozpamiętują przeszłość, chociaż ta boleśnie o sobie przypominała. Nawet w klubie.
Właśnie w klubie gdzie byli prawie wszyscy skoczkowie, trenerzy i ona tańcząca ze swoim bratem. Bawiąca się cholernie dobrze. Nawet nie zauważyła mnie siedzącego przy barze, przechodzącego obok nich. Nic i gdyby to była inna dziewczyna, z którą coś mnie łączyło nie miał bym nic przeciwko, tylko,że to była jedyna poważna kobieta w moim życiu. Nie licząc mamy, która zaczęła traktować mnie na tyle poważnie, żeby dać kota pod opiekę i moich dwóch starszych sióstr, które traktowałem zawsze
poważnie, a one mnie jak gówniarza. Byłem dla niej niewyróżniającym się z tłumu gamoniem. Jak lubiła określać wszystkich mężczyzn. Nie zwracała uwagi też na innych facetów. Liczył się dla niej tylko Aaron, a ja już wtedy wiedziałem, że zrobię wszystko żeby znowu była moja.
Nie pragnę nawet 3 złotego medalu olimpijskiego tak jak Ciebie. Musiało mi to uświadomić nasze spotkanie, a potem to, że nie zwracałaś na mnie uwagi w klubie. Nie chcę być dla Ciebie nigdy więcej obcy.
Dalila jest moim marzeniem i to największym.   
Znowu.
________________________
Dobra nie wyrobiłam się w środę. Przykro mi. Kilka dni się spóźniłam,ale wybaczcie...
Najserdeczniejsze podziękowania chcę złożyć Asi, ktróra jest moją dodatkową korektą i poprawia moje poprawki. Kocham Cię i dzięki skarbie, że chcesz mi pomoć, choć nie lubisz czytać. Jesteś niezawodna i wielka milka wędruję do Cb. Wracając do Was moi mili! Przepraszam za to kilkudniowe spóźnienie :P Miałam  nawał obowiązków.Dziękuję ślicznie za każdy komentarz no i wiecie nie żałujcie klawiatur tylko komentujcie dalej! Czego się spodziewacie, co będzie dalej. Jeśli macie jakieś wątpliwości, uwagi, skargi albo pomysły też informujcie. Jakoweby one nie były.  Przepraszam również za rozdział, ale początki na tym blogu są bardzo trudne... Nawet nie wiecie jak i zdaję sobie sprawę, że rozdział nie jest górnolotny, nawet niskolotny.  Następny w sobotę, ale jeszcze nwm czy następną czy tą za 2 tyg :>  Do spisania na waszych blogach, albo u mnie pod rozdziałem ^^
Cierpienie wezmę udział w LA do którego mnie nominowałaś tylko potrzebuję jeszcze kilku dni na ogarnięcie czasu :P Bardzo ładnie opisałaś te blogi :D Zazdro ja tak nie umiem...
Dzięki też za ponad 1000 wyświetleń :D

środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 1



1.08.2018r.
Dalila
Dziś już 7 raz mówię, że będzie dobrze. Wszystko będzie dobrze. Chociaż gdzieś mój rozum podpowiada, że sama wchodzę do jaskini diabła. Nie dość, że gniotę się w tym samolocie już 19 godzinę to do tego dochodzi chroniczny ból głowy. Mimo to staram się nie załamywać. Przecież zobaczę długo niewidzianą rodzinę. Tatę, Mamę, Aarona, a kontakty z rodzicielami polepszyły się odkąd nie jestem już z Andreasem. Wszystko wróciło na właściwy tor. Nie ma kłótni i spięć przy każdej możliwej okazji. Może być pięknie. Mój pobyt w Polsce po 1,5 roku bytowania w Stanach musi się udać.
 Wszystko będzie dobrze.- Dodaję sobie jeszcze odwagi w myślach i połykam już 3 tabletkę przeciwbólową w trakcie mojej podróży.
Siedzę przy stole z rodzicami i Aaronem. Jemy moją ulubioną Lasagne według przepisu mamy, opowiadamy co u nas, śmiejemy się, gdy tata opowiada co chłopacy ostatnio zrobili na zgrupowaniu z okazji jego urodzin, a Aaron z błogością mówi o tym jak zadebiutuje w kadrze. Cieszę się, że mój mały braciszek dorasta i inauguruje u naszego ojca w najbliższy weekend, a ja będę mogła to oglądać.
-Dostałem SMS'a od chłopaków, że idą spotkać się ze skoczkami z Norwegii i Niemiec na jakimś dobrym jedzeniu, więc będę do nich spadać.- Powiedział do rodziców, podnosząc się z krzesła, a potem spojrzał na mnie: - Wellinger też jest, Dali.
-Nic mnie to nie obchodzi.- Mruknęłam nadal grzebiąc w talerzu.
-W każdym razie gdybyś chciała do nas dołączyć to dziewczyny też z nami będą.
-To nie jest odpowiednie towarzystwo dla niej. Idź Aaron. My musimy jeszcze porozmawiać z Dalilą.
-To później...- Brunet chciał coś dopowiedzieć.
-Ona nigdzie nie idzie Aaron. To nie jest miejsce dla niej.- Powiedział głośniej tata.
-Dobra. Tak chciałem zaproponować.- Rzucił mój brat.
- O 11 widzę Was wszystkich w hotelu.
-Dobrze. Będziemy, trenerze.- Zaśmiał się z tonu ojca i głośnym trzaśnięciem oznajmił, że wyszedł już z domu.
- Pewnie jesteś zmęczona po podróży. - Zaczęła mama.
-Tak, strasznie. Właściwie to chyba idę się zaraz położyć. Ta zmiana czasu, jeszcze głowa mnie boli.
- Poczekaj jeszcze moment. - Tata położył rękę na mojej dłoni i uśmiechnął się do mnie.
-Jak Ci tam w Stanach? Nikt nie robi Ci krzywdy? Różnie bywa z tym modelingiem .Masz kogoś? - Zasypywali mnie na przemian pytaniami.
-W Stanach jest... Znośnie. Cieszę się, że mogę tam pracować. Nikt mi nie robi krzywdy. Radzę sobie, jakoś. - Westchnęłam.- Na razie nikogo nie szukam. Pójdę już spać pogadamy jutro. Przyjdę na trening zobaczyć Aarona.
-Wolałbym, żebyś...
-Wiem, co robię. Uczę się na błędach. - Rzuciłam i wyszłam z kuchni.
Wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka. Szybko zmorzył mnie sen. Gdy wstałam odszukałam szybko swój telefon i zobaczyłam godzinę 3.15. Środek nocy. Wiedziałam już, że i tak nie zasnę. Ubrałam się w dresy i ze słuchawkami na uszach wyszłam na spacer.
Zimny wiaterek rozwiewał moje włosy, a ja udałam się tam gdzie miałam iść po południu. Na skocznie. Przeskoczyłam przez ogrodzenie i usiadłam na jednej z trybun. Wpatrywałam się w nieznaczący punkt w oddali, ale tu przecież wszystko się zaczęło. Tam poznałam jego. Prawie 6 lat temu.
Oparta o barierkę czekałam, aż Aaron zbierze autografy od wszystkich skoczków, jakich tylko zapragnie. Obserwowałam jak staje obok jakiegoś blondyna, a potem przywołuje mnie machnięciem dłoni. Mały gnojek. Co on sobie wyobraża? Że będę na każde jego zawołanie? Niechętnie podeszłam do owej dwójki, a mój brat wcisnął mi aparat do rąk, po czym rozkazał:
-Stań 5 kroków dalej i zrób jakieś ogarnięte zdjęcie. Tylko nie takie jak robicie sobie ze swoimi koleżankami.- Powiedział po angielsku.
Przeklęty gnojek, że ten język jest jego ulubionym przedmiotem, a rodzice zabierają go, co roku na miesiąc do Wielkiej Brytanii. Blondyn natychmiast zaczął się śmiać z tekstu Aarona.
-A Ciebie, co tak śmieszy?- Fuknęłam.
-A tak się składa, że ty. - Zaśmiał się, a ja szybko zrobiłam zdjęcie i z powrotem wepchnęłam go w ręce Aarona.
-Chodź młody. Idziemy.
-Ej, laleczko, a mogę przynajmniej Twój numer?- Krzyknął, gdy już odchodziłam z młodym.
-Nie interesują mnie żadne związki, a już zwłaszcza z takimi idiotami jak ty.- Odkrzyknęłam, a potem zwróciłam się do powodu, dlaczego tu jestem: - Kto to w ogóle jest?
-Jeszcze nikt znany, ale wkrótce będzie. Mówię Ci. Osiągnie wiele w skokach narciarskich czuję to, a tak w ogóle to Andreas Wellinger z Niemiec.
-Tak, bo ty i twoja 11-letnia wysokorozwinięta intuicja na pewno jesteście tego pewni. Znalazła się wyrocznia skoków narciarskich.- Prychnęłam i zaniosłam się śmiechem.

 Czasami zastanawiam się jak to by było gdybyśmy wtedy się nie zapoznali, czasami myślę, że byłoby lepiej, ale życie byłoby cholernie powierzchowne. Chociaż nie miałabym pojęcia, że moje bytowanie takie jest wyprane z emocji i uczuć, gdybym ich nie zaznała.  Nie mam pojęcia, co bym zrobiła gdybym znowu go spotkała. Chciałabym mimo wszystko spojrzeć na jego twarz, a moja wyobraźnia, która teraz wariuję tak, że mogłaby przenosić szczyty gór wcale mi w tym nie pomaga. Czuję się jakbym wszystko to, co wartościowe zostawiła przy nim... Mam wrażenie, że jestem jałowa, bo zapomniałam zabrać wszystkiego co dla mnie ważne; moje zalety i pasje od Andreasa.
Niby wszystko znów jest fajnie, ale coś ciągle jest nie tak.  Czasem wydaję mi się, że odkąd stałam się dorosła nie mam już żadnej satysfakcji i czuję się martwa od środka, bo nie ma jego.

Andreas
-Liczę, że szybko wrócisz z tej Polski. Będę za tobą tęsknić, misiaczku.- Mruknęła mi do ucha blondynka, po czym oplotła mnie swoim nagim ciałem.
-Ja liczę, że jak już wrócę do tego mieszkania po wyjeździe to nie będzie tu żadnej twojej rzeczy.- Powiedziałem uwalniając się z jej uścisku, jakby chciała przelać wszystkie uczucia do mnie żebym tylko zdołał się w niej zakochać.
Nie ma szans. Zrobiłem to raz i to o raz za dużo. Już nigdy więcej, nie wpadnę w sidła żadnej kobiety. Raz, cholerny raz się zakochałem i co z tego mam? Kilka zdjęć z nią w laptopie, niedokończoną butelkę jej ulubionych perfum, które dawno powinienem wyrzucić, bo stoją na tej półce już z 3 lata i siwy sweter, którego zapomniała zabrać, a kot, jakiego ostatnio dostałem od matki upodobał go sobie na posłanie. Miło wiedzieć, że nie tylko ja mam słabość do niej i jej rzeczy.
-Co?- Wydała z Siebie zaskoczona, gdy ubierałem bokserki.
-Nie lubię się powtarzać. Wybacz. Jeżeli nie zrozumiałaś za pierwszym razem to Twój problem. Widocznie jesteś zbyt mało inteligentna na to, żeby ze mną dywagować.- Uśmiechnąłem się ironicznie narzucając kadrową koszulkę. -Teraz przepraszam, ale za 2 godziny muszę być po chłopaków, a kota muszę do mamusi odwieźć.
Zbierałem swoje rzeczy potrzebne na SGP do Wisły i Zakopanego, ignorując wyzwiska blondyny ze sztucznymi piersiami, po której 15 minut  później w mieszkaniu nie było żadnego śladu.
- Nawet łóżko pościeliła.-Wybuchłem śmiechem, mówiąc to sam do siebie, po czym zabrałem kota, swoje rzeczy i zamknąłem mieszkanie.
Z chłopakami w Polsce byłem około 15. Rzuciłem tylko rzeczy do swojego pokoju, który dzieliłem z Wankiem, po czym razem postanowiliśmy przejść się po mieście. O 18 zadzwonili do Nas chłopacy, że za godzinę spotykamy się z Polakami i Norwegami w tej samej knajpce, jak co roku przed zawodami.
Siedziałem wygodnie na swoim miejscu, zapatrzony w to, jak Fannemel siłuje się na ręce ze Stochem, gdy dobiegło mnie wołanie chłopaków:

-Kruczeeek!- Zaczęli drzeć się jak opętani, a ja uniosłem głowę na tak dobrze znane mi nazwisko.  
-Co się stało, że tak długo?- Dopytywali się.
-No sorry, ale moja siostra przyjechała ze Stanów i jedliśmy kolacje, bo nie było jej w Polsce już 1,5 roku.
Ona tu jest. Teraz. W tym samym mieście co ja.
-Cześć niedoszły bracie.
-Cześć niedoszły bracie.- Zbiłem piątkę z młodym, po czym dostałem od kelnerki chmielowy napój w wielkim kuflu.
Chłopacy niezmiennie o czymś dyskutowali, śmiali się i wygłupiali, a moje myśli krążyły wokół jednej osoby i wszystkich chwil razem.
-W ogóle się ze mną nie liczysz. Myślisz, że, na jakich prawach mogłoby to funkcjonować? Ja w Polsce, ty w Niemczech. Przyjaźnimy się niby prawie rok. Powiedz ile dziewczyn w tym czasie przewinęło się przez twoje łóżko?
-Czy to ważne?
-Dla mnie cholernie ważne. Zresztą, przez pół roku miałeś tę dziewczynę.
-Nic do niej nie czułem i nie czuję. Właściwie to nie była moja dziewczyna.- Zacząłem się bronić.
-Tak masz racje, bo to była Twoja dziwka! Wszystkie tak traktujesz, a ja nie mam ochoty być następną. Mimo to obiecywałeś jej gruszki na wierzbie, miłość po grób, a i tak ją zdradzałeś. Wykorzystywałeś. - Krzyczała na środku ulicy.
Troszeczkę inaczej wyobrażałem sobie ten przyjazd do Polski.
- Czy to ma jakieś znaczenie? Oboje przyznaliśmy, że nie jesteśmy sobie obojętni tak? Co stoi tym razem na przeszkodzie, żeby spróbować?
-Twój pojebany sposób bycia i charakter, Andi.- Powiedziała zaciskając usta w wąską linię, po czym odwróciła się i zaczęła iść w stronę swojego domu. - Odwal się ode mnie! Tak będzie najlepiej!- Wykrzyczała jeszcze i tyle ją tego dnia widziałem.
Może to i lepiej, że już nie jesteśmy razem? Mama zawsze powtarzała mi, że życie składa się z upadków i potknięć, ale dlaczego do cholery nadal zastanawiam się czy jakbyśmy ze sobą nadal byli byłoby nam dobrze, chociaż to wydaję się takie nierealne, bo z ostatnich wspólnych marzeń nie wyszło nam wiele.
Po co miałbym znowu użerać się z jej ojcem na każdym konkursie, po co musiałbym wysłuchiwać jak jej matka lamentuje do słuchawki gdzie to, dlaczego, do kogo tak daleko ją wywiało i że to wszystko gówno warte.  Jak w tak paskudnej rodzinie mogła uchować się taka piękna kobieta o trudnym charakterze, ale złotym sercu?  Choć w sumie Aaron jest taki sam. Jej rodzice przecież też są mili. Dla wszystkich za wyjątkiem mnie. Może lepiej, że to się rozpadło? Tylko, co ja im kurwa wszystkim zrobiłem i dlaczego teraz, gdy leże na łóżku w hotelowym pokoju, widzę jej twarz przed oczami, czuję jej zapach i jej wiecznie zimne dłonie błądzące po moim ciele.?
Nie chcę, ale chcę.
Te wspomnienia mnie kiedyś wykończą, a realia przybiją ostatni gwóźdź do trumny.

Przecież nie jest z tych kobiet, które powielają błędy, a to ja nawaliłem i nawet gdybym chciał ją znowu na dłużej, choć nie jestem tego taki pewien, to i tak nie mam szans. Kto by pomyślał, że życie będzie kopać mnie w dupę po tym wszystkim, jeszcze tyle lat.?
________________________________________________________
Mamy 1! Piszcie co sądzicie i uważacie i wgl piszcie, Nie żałujcie na mnie klawiatury :P 
Następny jak zawsze w środę. 
Jeśli coś Wam nie pasuję, albo mogłabym zmienić, poprawić, bo nie jest właściwe to też piszcie :) 



środa, 12 sierpnia 2015

Prolog

Dalila
Myślałam, że podejmując niektóre decyzje w życiu uczynię z siebie najszczęśliwszą kobietę na Ziemi.  Często były to wybory kontrowersyjne i szalone. Rezygnując z pewnych rzeczy, by mieć inne czułam się spełniona w chwili obecnej. Nie myślałam o tym, co będzie za 10 lat. Liczyło się tu i teraz. Z nim. Nadal zachodzę jak to się stało, że taka popieprzona racjonalistka jak ja, stała się kimś, kto odda wszystko za miłość.  Będzie w stanie podporządkować się nowym zasadom, stracić jakąś część siebie, by zyskać część kogoś innego.
 Miłość....  Pierwsza miłość. Stara ja, powiedziałaby, że w tym wieku nie ma żadnego takiego uczucia.  Po prostu nieraz dziewczynki z sieczką zamiast mózgu zauroczą się jakimś chłopczykiem i pragnął zrobić na niego wszystko, a potem to i tak się skończy. Byli za młodzi, za dużo ich dzieliło, to nigdy nie była miłość. Stałam się ofiarą sytuacji, przed którą przestrzegałam każdą dziewczynę.  Drwina.
Żyliśmy w dwóch różnych światach, staraliśmy się stworzyć swój wspólny - trzeci. Tymczasem zamiast tego udało nam się wykreować marną domenę disnejowskiego zamku, który pękał i ulegał dewastacji z każdym kłamstwem.
 Od tej pory nie mam już serca. Kieruję się tylko rozumem. Jak stara dobra ja.
Andreas
Miałem wszystko pieniądze, światowej klasy karierę, w której uzyskiwałem coraz lepsze rezultaty, przyjaciół, rzeszę fanów i tą jedyną kobietę.  Każdy do czasu, w której jej nie poznałem twierdził, że skoki przysłaniają mi cały świat, że nie będę miał chwili na nic innego. Problem był taki, że mi to nie zawadzało. Wystarczyło mi raz na parę tygodni wyjść z kumplami na piwo. Nigdy nie chciałem mieć kogoś na stałe. Nie byłem z tych.  Takie życie mnie nie pociągało. Po co żyć z jedną marudą, która ględziłaby mi nieustannie, co zrobiłem źle? Mam już mamę i dwie siostry do tej czynności.  Chłopacy twierdzili, że to przez to, bo się jeszcze nie zakochałem.  Ja jakoś specjalnie nie brałem sobie ich gadania do siebie.
Jestem przecież wyjątkowy.  Szkoda, że nie wiedziałem wtedy jak bardzo się mylę. Pojawiła się dziewczyna równie wyjątkowa jak ja. Może to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Możliwe, że to był tylko jakiś dowcip losu.
Czasami tak strasznie brakuje mi jej przy mnie. W nocy, wtulona we mnie, pachnąca żelem do kąpieli o zapachu winogron i malin z Bath&Body Works, w którym podczas wspólnych zakupów spędzała najwięcej czasu, albo leżącą przy mnie na sofie, pachnącą perfumami od Giorgio Armaniego.
Gubię się już czasami w tym wszystkim, sam dokładnie nie wiem, dlaczego tak potoczyło się nasze rozstanie. Niekiedy wydaję mi się, że to dobrze, bo już jej nie ma.  Czasami cholernie żałuję, że już nie jest u mojego boku. Gubię się w tym wszystkim.
Czemu tak cholernie mi jej brakuje skoro to tylko była jedna wielka farsa, w której oboje się męczyliśmy?


Zaraz dostanę rozdwojenia jaźni, jeżeli będę dłużej o tym myśleć. 
________________________________________________________
Mamy prolog! Bardzo się cieszę, że mogę go już wstawić i wiem, że jest krótki, ale nie martwcie się rozdziały będą dłuższe i w zamyśle mają pojawiać się co tydzień w środę. 
Dajcie znać czy coś Wam nie za bardzo pasuje, może zauważyliście jakieś błędy, co sądzicie itd. 
Pozdrawiam bardzo gorąco w te upalne dni ^^ 

niedziela, 9 sierpnia 2015

Laleczki.


Dalila
It's so quiet here
And I feel so cold
This house no longer
Feels like home
22.10.1995




Andreas 
Roads are too many, and you're alone
You go to a question you already know
Left or right, move briskly
Make decisions, but the chaos in my head
28..08.1995 

Obserwatorzy